„Mniejszość narodowa powinna być ważna dla każdego kraju”

Alfons Tomke 001„Mniejszość narodowa powinna być ważna dla każdego kraju, dla naszego nie jest ważna”. Przedwojenny działacz Związku Polaków w Niemczech skończył 96 lat. WYWIAD

Przed wojną w Niemczech działały bardzo prężnie związki polonijne. Największy z nich – Związek Polaków w Niemczech „Rodło” otrzymał od rządu kanclerza Adolfa Hitlera zgodę na zorganizowanie kongresu. Obył się on w marcu 1938 r. w Berlinie.
Rozmawiamy z uczestnikiem tego wydarzenia – Alfonsem Tomke, który jako 17-letni działacz polonijny był jednym z delegatów. Kilka dni temu pan Tomke skończył 96 lat.


wPolityce.pl: Jak doszło do tego jedynego kongresu Związku Polaków w Niemczech?
: Od grudnia 1937 roku do lutego przeszłego roku odbywały się posiedzenia Rady Naczelnej Związku Polaków w Niemczech. Zdecydowano o dacie kongresu – marzec 1938 rok w Berlinie. Ten nasz mityng odbył się w największej sali kongresowej ówczesnej stolicy Niemiec, w „Theater des Volkes”. Nasza delegacja z Zakrzewa pojawiła się w Berlinie na początku marca – przewodził jej ksiądz dr Bolesław Domański, który przewodniczył też kongresowi.

Jaki nastrój panował wówczas w Berlinie? Jak Polacy, delegaci byli traktowani?
Ja osobiście pamiętam, że było bardzo spokojnie i byliśmy dobrze traktowani. Przed kongresem odbywały się w berlińskich kościołach msze w języku polskim. Też miały spokojny przebieg. Jednak ogólnie rzecz biorąc mniejszość polska w przedwojennych Niemczech była represjonowana, zarówno przez władze republiki weimarskiej, jak i władze III Rzeszy. Najczęściej szykany sprowadzały się do nakazu opuszczenia przez działaczy polonijnych przygranicznych rejonów. W razie stawiania oporu po roku 1933 można było trafić za to do obozu koncentracyjnego. Polacy też byli często zwalniani z pracy. Odbierano nam radia i rowery. W latach kryzysu lat 20. pozbawiani byliśmy kartek żywnościowych.

Czy mniejszość polska w Niemczech była wspierana przez władze II Rzeczypospolitej?
Nie, w ogóle nie byliśmy wspierani.

Trochę ponad rok po kongresie Niemcy zaatakowali Polskę. Jak pan przetrwał ten czas?
Mój rocznik – 1918 – właśnie we wrześniu rozpoczął odbywanie dwuletniej obowiązkowej służby wojskowej. Trafił do niej dwa miesiące po wybuchu wojny. Zwolniono mnie z niej, gdyż byłem „niebezpiecznym polskim elementem”. Jednak nie oznaczało to końca problemów, bo można było spodziewać się wywiezienia do obozu koncentracyjnego, dokąd trafiło już wielu działaczy polonijnych. Chyba zawieruszyły się moje dokumenty, bo nie trafiłem tam – zapomniano o mnie na jakiś czas. Po koniec 1944 r. przestały władzom przeszkadzać moje polskie korzenie – z braku ludzi znowu trafiłem do Wehrmachtu. Trafiłem na front wschodni. Tam rozchorowałem się i trafiłem i zostałem ewakuowany do szpitala. Po wykurowaniu mnie ponownie trafiłem na front. W marcu 1945 r. podczas walk w Prusach Wschodnich dostałem się do rosyjskiej niewoli. Byłem w niej do 1949 r., skąd na mocy umowy niemiecko-sowieckiej przetransportowano nas dużą grupą do Berlina. Stamtąd wróciłem do rodzinnego Zakrzewa, który był już wtedy na terenach polskich. Moja mała ojczyzna znalazła się w dużej ojczyźnie, niestety komunistycznej…

Wspomniał pan, że władze przedwojennej Polski nie wspomagały Polonii niemieckiej. Nie robią to także władze dzisiejszej Polski. Dlaczego?
Brak dobrego gospodarza. Mniejszość narodowa powinna być ważna dla każdego kraju, dla naszego nie jest ważna.

Alfons Tomke 003   Alfons Tomke 002

Rozmawiał Sławomir Sieradzki
www.wpolityce.pl

Ten wpis został opublikowany w kategorii Media o nas i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.